Malarz z Podkarpacia Arkadiusz Andrejkow od kilku lat tworzy wielkopowierzchniowe malowidła na stodołach, wiejskich chatach i innych budynkach. Dzięki swojej twórczości przełamał myślenie o muralu jako o malunku obecnym w mieście. Te powstające na drewnianych budynkach malowidła nazywane są deskalami. Przedstawiają dawnych mieszkańców regionu. Artysta tworzy je na podstawie archiwalnych fotografii osoby przekazywanych przez rodzinę. Można je porównać do wielkoformatowych kopii archiwalnych zdjęć. Jest ich ponad 100 w całej Polsce.
Andrejkow wielokrotnie przyjeżdżał na Podlasie. Dwa lata temu w gminie Gródek powstały pierwsze deskale – w Waliłach, Słuczance i Raduninie. W tym roku pojawiły się nowe malowidła. Na budynku w Zubrach powstał deskal, a na przystanku w Gródku (koło parku) – mural.
Maluje czas zaprzeszły
Namalowane w całym kraju deskale złożyły się na projekt "Cichy Memoriał", którego efekty możemy podziwiać w albumie. "Ludzka codzienność nie ma wymiaru globalnego. Jest szara jak te spatynowane starością deski, z którymi Andrejkow zderza rodzinne fotografie. Przywraca pamięć i ci nieobecni na powrót wrastają w lokalną przestrzeń swojej ojcowizny, pogodzeni z jej powszedniością. On tę ciszę memoriału opowiada po kawałku w tak wielu już wsiach i miasteczkach, malując czas zaprzeszły" – pisze w albumie Andrzej Potocki. I dalej: "Pozornie jest w tym malarstwie pewna nonszalancja. Te pociągnięcia pędzlem są jakby od niechcenia. a jednak wzruszają nas te obrazy jeszcze do niedawna przechowywane w rodzinnych albumach i tak nagle pojawiające się na widoku publicznym dla nas twarze pozornie bezimienne, ale to przecież konkretni ludzie: Marysie, Staszki, Józki, Zośki…".
Artysta z Podkarpacia po raz kolejny odwiedził nasz region.
– Najwięcej drewnianych domów jest na Podlasiu – mówił Arkadiusz Andrejkow podczas spotkania zorganizowanego przez Gminne Centrum Kultury w Gródku. – Pierwszy kontakt z Podlasiem miałem w miejscowości Dubno. Wtedy ten region mnie urzekł. W niewielkim promieniu są stodoły, drewniane chaty. Tu są deski mniej wygodne do malowania. Dużo jest bali czy desek w poziomie. Ta metoda na tzw. zakładkę. Szerokie deski, a pomiędzy nimi węższe. To bardzo utrudnia odbiór pracy i samo malowanie.
Andrejkow wspominał, że na początku nie brał od ludzi wynagrodzenia, malował barterowo. Za swojskie produkty – jajka, miody czy kurę. Chciał mieć swobodę i malować w stu procentach po swojemu.
– Pierwszy impuls wychodzi od ludzi, którzy do mnie napiszą, zadzwonią, prześlą stare zdjęcia. Jeżeli wszystko jest OK, przechodzimy do działania. Długo nie jeżdżę, nie szukam. Gdy gdzieś trafię, to znaczy, że ktoś odezwał się do mnie pierwszy – opowiadał.
Deskale i murale w gminie Gródek
Pierwsze deskale powstały w gminie Gródek przed dwoma laty. Było ich pięć – w Waliłach, Słuczance i Radunie. We wsi Waliły, na stodole, która sąsiaduje bezpośrednio z polem, powstał tryptyk pokazujący ludzi (już nieżyjących) podczas prac polowych (sianokosy, wykopki). W Słuczance na budynku świetlicy obejrzeć możemy zapatrzoną w dal panią Anię opartą o płot (zdjęcie z jej młodości). W Raduninie na prywatnym domu widzimy panią Taisę i pana Sławka na motorze (zdjęcie z lat 70. XX wieku). Inicjatywa została zrealizowana przez Gminne Centrum Kultury w Gródku. Na jego budynku przy ul. A. i G. Chodkiewiczów 4 Andrejkow również zostawił ślad – to mural przedstawiający zespół Rozśpiewany Gródek.
Deskale w Waliłach
Jak powiedziała dyrektor GCK w Gródku Magdalena Łotysz, pomysł stworzenia deskali na terenie gminy zrodził się jak tylko po raz pierwszy zobaczyła na Facebooku profil Arkadiusza Andrejkowa. Deskali wykorzystujących potencjał starych stodół, budynków dotąd nie było. A że takich drewnianych ścian nie brakuje w gminie Gródek, postanowili nawiązać kontakt z artystą i postarać się o fundusze. "Ważne jest dla nas, że Arkadiusz maluje ludzi, bo sercem tej gminy są ludzie" – podkreśla dyrektor GCK w Gródku. Idea projektu zrodziła się z chęci innej formy promocji festiwalu Siabrauskaja Biasieda i cyklu letnich zabaw miejskich.
Deskal w Raduninie
W tym roku pojawiły się nowe prace. Na budynku w Zubrach powstał deskal. Pani Genia znów patrzy na męża, którego nie ma już 30 lat. Z kolei na przystanku w Gródku (koło parku) powstał mural przedstawiający dwie kobiety spacerujące gródecką ulicą uwiecznione kilkadziesiąt lat temu przez fotografa Konstantego Kuźmina.
Od graffiti do stodół
Deskale powstają od 2017 roku. Jaka była geneza cyklu? W 2002 roku Andrejkow zaczął malowanie w przestrzeni. W drugiej klasie technikum geodezyjnego zafascynował się graffiti. Okazało się, że graffiti to nie tylko litery. Jego koledzy robią też portrety. Zaczął rysować pastelami w szkole, koleżanki prosiły go o rysunki.
– Do dzisiaj została mi siatka z geodezji, którą nanoszę na ścianę. Za pomocą siatki przenoszę projekty, zdjęcia – wspominał. – Przy takim dużym formacie pracy bardzo ważne jest, by złapać proporcje, by postać była podobna do siebie. Deski są wdzięcznym, ale zarazem trudnym podłożem. Mogę rozjaśnić deskę, pocieniować ją. Farba nabiera nowych półcieni, walorów w połączeniu z deską. Na pewno gorzej maluje się na czystej, białej ścianie. Same postacie wyglądałyby pusto, trzeba wymyślić, co zrobić z tłem, jak je zagospodarować. Tutaj, naturalne drewniane tło jest gotowym podłożem pod postaci.
Po skończonym technikum poszedł na edukację plastyczną (uzupełniające studia skończył w Rzeszowie). Zaczął poznawać warsztat. Pierwszy obraz na płótnie – oczywiście czarno-biały – namalował na egzamin.
A stodoły? Na studiach musiał wybrać temat pracy licencjackiej. Zawsze malował ze zdjęć, z gazet. Pomyślał, że poszuka starych fotografii. Powyciągał m.in. stare zdjęcia ojca z wojska. Tak zaczęła się przygoda z malowaniem obrazów ze starych fotografii. Na malowaniu się nie skończyło, zaczął je przetwarzać, eksperymentować, odbijać sprejami różne rzeczy.
Drugim podłożem dla "Cichego Memoriału" były wycieczki nad San w rodzinnym Sanoku. Jako grafficiarz eksperymentujący Andrejkow szukał różnych miejsc. Wyszukiwał miejsca obskurne, pustostany, gdzie nie trzeba przygotowywać ściany pod malowanie. Malować można na zastanym podłożu, wykorzystując brzydką ścianę jako fragment obrazu. W pewnym momencie te brzydkie miejsca się skończyły, a zaczęły się do niego uśmiechać stodoły.
Wtedy jeździł do domu rodzinnego przyszłej żony Oli. Zauważył, ile tam jest stodół. Pomyślał, że może to być ciekawa atrakcja turystyczna, by namalować na tych stodołach portrety starych osób. Postanowił poszukać zdjęć osób w tych miejscowościach, w których chciał malować. Tak powstały pierwsze deskale.
Artysta podróżujący
Jest artystą w drodze. Po Polsce podróżuje głównie pociągiem (nie ma prawa jazdy). Farby wysyła w paczce do paczkomatu. Nawet do Gródka farby przyszły w ten sposób.
– Takie podróżowanie sprawia mi przyjemność – nie ukrywa. – Ciężko byłoby mi malować w jednym miejscu, w jednym województwie. W każdym miejscu mogę realizować siebie. Gdybym chciał malować tylko na Podkarpaciu, musiałbym malować zlecenia komercyjne, które niekoniecznie mi pasują. Ludzie odkrywają to, co robię. Nie szukają wykonawcy muralu. Najczęściej chcą, by coś pomalować, gdy widzą moje prace. Fajnie zdobywać nowe terytoria. Nie pracowałem tylko w woj. lubuskim.
Maluje bardzo szybko. Stodoły powstają w jeden dzień.
– Skupiłem się na zwykłych mieszkańcach wsi i miasteczek. Pierwszy raz ktoś szerzej dowiaduje się o tych postaciach. Są to zwykli ludzie, którzy mieli ciekawe, a czasem też ciężkie życie – przyznaje.
Chce, by prace wtapiały się w wiejską tkankę, nie naruszały jej klimatu.
– Kolorystyka jest monochromatyczna, stonowana. Dla postaci tło stanowią surowe deski. Nie ma podkładu, ewentualnie są gruntowane. Wyglądają, jakby te prace były tam od zawsze. Zależy mi, by prace nie były nachalne, tylko w zgodzie z otoczeniem, w zgodzie z architekturą wsi – zaznacza.
Najstarsze deskale mają 6 lat. Najgorzej wytrzymują te w nasłonecznionych miejscach. Bledną, zanikają, wtapiają się w budynek. Kilka prac zniknęło, np. ta z okładki albumu „Cichy Memoriał”, jedna z ulubionych artysty, wykonana w Zwierzynie (woj. podkarpackie) przedstawiająca matkę z córką. Stodoła została rozebrana, bo musiała w tym miejscu powstać droga prowadząca do domków letniskowych. Deski z obrazem są zachowane. Stare domy i stodoły w naszym kraju często umierają stojąc. Gdy noszą na sobie obrazy przeszłości, umrą podwójnie.