Mówi pani, że uprawia terapię kolorem. W pani pracach panuje istne szaleństwo kolorów. Skąd to umiłowanie do kolorów?
Dorota Sulżyk: – Ja od zawsze byłam kolorowa. W czasach szarzyzny, w latach 80. zawsze starałam się mieć kolorowe dodatki. Ludzie się już przyzwyczaili, że noszę się kolorowo. Jeżeli ubiorę się w bardziej stonowany sposób lub w ciemne kolory – choć rzadko się to zdarza – to zastanawiają się, dlaczego. Marka Sunduk jest kojarzona z energetycznymi, wyrazistymi kolorami. W swoich pracach bardzo zwracam uwagę na połączenie kolorów, tonacje kolorystyczne muszą do siebie pasować. Zauważyłam, że panie – bo to one są głównie odbiorczyniami moich prac, choć mężczyźni również kupują w prezencie np. szale – coraz częściej przekonują się do kolorów, takich konkretnych, energetycznych, przestają się ich bać.
Marka Sunduk świętuje w tym roku jubileusz! Dziesięciolecie!
– Tak! Cieszę się, że pani o tym wspomina, bo maj był tak zapracowany, że nie miałam czasu, by ogłosić to w mediach społecznościowych. Właśnie w maju były urodziny Sunduka, ale czekam na spokojniejszy czas, żeby to uczcić i świętować. Uważam, że jest to mój sukces. Przez 10 lat zajmować się ciągle tym samym rękodziełem i nie zwątpić w to! I mieć ciągle apetyt na filcowanie, na eksperymentowanie, na wymyślanie czegoś nowego, to jest naprawdę duży sukces. To duża zasługa mojej cierpliwości, pracowitości, determinacji i chyba talentu. Podeszła do mnie dziś pani (rozmowę przeprowadzamy podczas Targów Rzeczy Handmade w Białymstoku) i mówi: „Mam pani szal” i powiedziała, z jakiej kolekcji. A ja mówię: „O jeju, filcowałam go chyba dziewięć lat temu”. Cieszę się, że moja marka istnieje i wciąż się rozwija. Powstanie marki Sunduk zbiegło też się z tym, że przestałam być nauczycielką w szkole i postanowiłam zupełnie zmienić swoje życie. Przez 19 lat byłam polonistką w liceum w Michałowie, ale na skutek redukcji etatów straciłam pracę. Na początku to był szok. Miałam świetnych, cudownych uczniów oraz koleżanki i kolegów, uwielbiałam uczyć i myślałam, że ten zawód zostanie ze mną na zawsze. Los miał co do mnie jednak inne plany. Przestałam pracować w szkole z końcem kwietnia i na początku maja założyłam działalność, czyli Pracownię Sunduk. Trochę się zastanawiałam nad nazwą, ale niezbyt długo, bo wiedziałam, że musi mieć podlaskie korzenie. Jestem stąd i to dziedzictwo było mi zawsze bliskie.
Co oznacza nazwa „Sunduk”?
– Sunduk to dawniej posażna skrzynia panny młodej, w której miała swój cały posag i przychodziła z tym do domu swojego męża. Najczęściej było to piękne rękodzieło – haftowane obrzędowe ręczniki, tkane narzuty, samodziały…, wszystko przygotowywane przez nią lub przez kogoś z rodziny. Ta nazwa mi pasowała.
Zawsze pani lubiła kolor, lubiła się wyróżniać. Robiła pani biżuterię, potem gobeliny. Skąd wzięła się pasja do filcowania?
– Sunduk istnieje 10 lat, ale filcowaniem zajmuję się prawie 14 lat. Zafascynowałam się możliwościami filcowania na internetowych stronach, szczególnie pracami artystek z Rosji, Australii, Ameryki. Jestem samoukiem. Kupiłam potrzebne materiały, obejrzałam różne tutoriale, no i spróbowałam techniki filcowania na mokro. Na początku były to nie do końca udane prace. Bardzo spodobała mi się możliwość łączenia kolorów w tej technice.
Na czym polega technika filcowania na mokro?
– Potrzebujemy czesanki wełnianej. Ja filcuję głównie z czesanki wełnianej z merynosów australijskich - bardzo delikatnej o grubości 19 mikronów, sprowadzanej z Australii. Tkaniny na ścianę są filcowane z grubszej wełny. Do czesanki dodaję różne dodatki, a więc jedwabne tkaniny, czesankę jedwabną i wiskozową, różne włóczki. Potrzebujemy jeszcze wody, mydła i własnych rąk. Potem jest długie układanie włókien, masowanie, rolowanie. Powstaje przyjemna w dotyku tkanina. Może być delikatniejsza – jak w przypadku szala, ale też sztywniejsza – np. tkanina na ścianę.
Bardzo znane są szale wykonywane przez panią, ale tworzy pani też barwne i oryginalne dodatki. Co powstaje w Pracowni Sunduk?
– Sunduk chyba najbardziej znany jest z szali, ufilcowałam ich naprawdę mnóstwo. Ale w swojej ofercie mam też duży wybór biżuterii: naszyjniki, kolczyki, bransolety i różnego rodzaju broszki – oprócz tradycyjnych kwiatów - walonki, kotki, marchewki, liście z czapeczkami żołędzi. Filcuję też rzeczy dekoracyjne – podkładki na stół, tkaniny na ścianę. Ostatnio klienci bardzo polubili moją nowość – etui na klucze. Ufilcować można naprawdę dużo rzeczy – buty, torby, płaszcze, kapelusze, czapki, mitenki. Potrafię to wszystko zrobić, ale nie na wszystko jest czas.
W pani pracach widać zamiłowanie do Podlasia, do regionu, z którego pani pochodzi. Nie odcina się pani od korzeni, ale wciąż z nich czerpie. Jak Podlasie inspiruje? Jakie podlaskie motywy możemy znaleźć w pani pracach?
– Pochodzę z Gródka, mieszkam teraz z rodziną w Waliłach-Stacji. To, co blisko mnie zawsze było dla mnie bardzo ważne. Napisałam mnóstwo reportaży na temat Podlasia, wiele z nich dotyczy gminy Gródek. Kilka lat temu ukazał się zbiór moich reportaży pt. „Zdjęcie z koniem”. Na co dzień pracuję w Gminnym Centrum Kultury w Gródku, jestem redaktorką naczelną gazety „Wiadomości Gródeckie – Haradockija Nawiny”. Rękodzieło zawsze było obecne w moim życiu, może dzięki babciom, które szyły, robiły na drutach, szydełkowały, tkały, wyczarowywały naprawdę piękne, kolorowe prace. Podkreślam, że tu są moje korzenie. W swoich filcowanych wytworach wykorzystuję również elementy podlaskiego rękodzieła. Mam kolekcję wesołych broszek – kolorowych walonków. Kiedyś filcowano je z jasnej, szarej lub ciemnej przaśnej wełny. Z kolei filcowane przeze mnie kruhlaczki nawiązują do robionych z resztek, ze szmatek chodniczków. Inspirują mnie też hafty. Motywy kwiatowe wykorzystuję w swoich szalach.
Na koncie ma pani wystawy swoich prac. Prowadzi pani też warsztaty filcowania.
– Śmieję się, że zamieniłam lekcje języka polskiego na uczenie filcowania. Doświadczenie pedagogiczne bardzo mi się przydaje podczas warsztatów. Pracowałam i pracuję ze wszystkimi grupami- z dziećmi, młodzieżą, dorosłymi, seniorami. Wiele osób filcujących po raz pierwszy jest zaskoczonych swoimi efektami np. dwugodzinnej pracy. Na warsztatach zawsze namawiam uczestników, aby bawili się kolorem.
Jakie ma pani marzenia, jeżeli chodzi o Sunduk? Zamierzenia, plany?
– Chciałabym jeszcze długo tworzyć, ale nie wiem, na jak długo starczy mi sił, bo jest to ciężka fizyczna praca. Ciągle eksperymentuję, ciągle mam apetyt na filcowanie. Nie zatrzymuję się na tym, co umiem, ale wypróbowuję nowe formy.
Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę dalszej energii w rozwijaniu swojej pasji!
– Dziękuję!
***
Zajrzyjcie na fanpage: Pracownia Sunduk Doroty Sulżyk