Za podróżniczym cyklem stoją Marta i Piotr Popławscy, którzy zapraszają do współtworzenia niezobowiązujących spotkań. Za nami dwie pierwsze „wyprawy” – na Kubę i do Wietnamu. A co przyniesie przyszłość? Inspirujących podróżników, którzy chcą podzielić się swoimi przygodami na Podlasiu nie brakuje!
Cykl podróżniczy „Nie zawsze po płaskim” ruszył w październiku. Skąd pomysł na organizację tego rodzaju spotkań?
Marta Popławska: – Zawsze razem z mężem marzyliśmy o takim cyklu podróżniczym. Bardzo lubimy opowiadać o naszych podróżach i słuchać o czyichś wyjazdach. Pierwszym krokiem było skrzyknięcie znajomych – spotykamy się z nimi w górach co roku i każdy może opowiedzieć o swoich doświadczeniach z minionych miesięcy. To fajny moment na wymianę doświadczeń. Doszliśmy do wniosku, że w Białymstoku – z naszej perspektywy – brakuje przestrzeni na opowieści zwykłych ludzi, którzy lubią podróżować, wyjeżdżają w fajne miejsca. Oczywiście, mamy w mieście spotkania z cyklu „Ciekawi świata”, ale występują tam osoby, które mają na koncie znaczące osiągnięcia – a do tego poprzez prowadzenie bloga, autorstwo książki, czy popularność w mediach społecznościowych, są gwarancją dużej frekwencji na spotkaniach. Nie jest to złe, bo fajnie jest zobaczyć kogoś, kto jest znany i doświadczony. Zobaczyć, jak prezentują swoje doświadczenia profesjonaliści. Wydaje mi się, że zwykli ludzie, jak my, także przeżywają ciekawe przygody. Przygody, o których warto posłuchać i się zainspirować.
Powstał cykl z myślą o zwykłych, „niezwykłych” osobach, dla których podróże są pasją. Podróżują w różne egzotyczne miejsca jak Kuba czy Wietnam, ale fascynują ich też bliższe kierunki, np. w Europie czy w Polsce.
– Oczywiście! Liczy się przygoda, podróż i chęć do opowiadania. Świetną wędrówkę można odbyć w Puszczy Knyszyńskiej, nie musi to być Puszcza Amazońska. Zaczęliśmy z wysokiego „C”, ale nie odeślemy z kwitkiem osób, które podróżują po Podlasiu i mogą o tym ciekawie opowiedzieć.
Podlasie wciąż jest na fali. Nasz region dużo zyskał na atrakcyjności, zwłaszcza po pandemii, gdy wiele osób poszukiwało odpoczynku w stylu slow. By odkryć ciekawe miejsce, nie trzeba wcale jechać na przysłowiowy „koniec świata”.
– Dokładnie tak. Wiele osób jeździ po Polsce, rowerowym szlakiem Green Velo czy idzie Głównym Szlakiem Beskidzkim. To też jest super przygoda. W końcu liczy się sam pomysł na takie przygody.
W jakiej formule odbywają się spotkania?
– Nie chcieliśmy, by było pompatyczne jak na scenie w teatrze. Zależało nam, by spotkania odbywały się w kawiarni, gdzie ludzie mogliby wziąć kawę i w kameralnej atmosferze posłuchać opowieści, a w międzyczasie zadać jakieś pytanie czy po prezentacji zostać i podyskutować o interesujących ich rzeczach. W kawiarni COFIX mamy niewielką scenę, udekorowaną gadżetami podróżniczymi. Mamy dostęp do laptopa i dużego telewizora. Warto, by osoba, która chce poprowadzić spotkanie, miała przygotowaną prezentację najlepiej trwającą godzinę lub półtorej, maksymalnie do dwóch godzin. Mogą to być zdjęcia, slajdy, a nawet filmiki. Potem mamy czas na krótką dyskusję i pytania z sali.
Zależy Wam na kameralnym, bliższym kontakcie między osobą prezentującą a uczestnikami.
– Chcieliśmy stworzyć ciepłą przestrzeń, żeby osoby opowiadające o podróżach nie były zbytnio przytłoczone. Często jest tak, że ktoś chce poopowiadać, ale jest zestresowany wyjściem na scenę i mówieniem czegoś do ludzi. Słowem: boi się wystąpień publicznych. Mamy nadzieję, że nasza przestrzeń sprawi, że prezentujący będą czuli się w miarę komfortowo i pomyślą: „Jeżeli ktoś inny może usiąść, poopowiadać przy telewizorze, to może i ja mogę”. Może gdyby przyszli raz i drugi, to by nabrali wprawy?
Wasz cykl jest dobrym pomysłem dla kogoś, kto chce opowiedzieć o podróżach, ale nie miał do czynienia z większym audytorium. Zaczęliście od Kuby...
– Stosunkowo niedawno byliśmy na Kubie. To jedna z naszych ciekawszych podróży, która była dla nas bardzo odkrywcza i wywołała w nas skrajne emocje. Stwierdziliśmy, że warto byłoby pokazać Kubę z drugiej strony. Mniej zachwycającej. Mniej kolorowej, Bardziej biednej, szarej. Żeby trochę odczarować ten kraj. Ale żeby też przyciągnąć ludzi.
Czy dużo przygotowań, organizacji wymagał od Was ten wyjazd?
– Całkiem sporo: przejrzenie podcastów, artykułów i książek. Dobrze, że to zrobiliśmy. Pomogło nam to w poruszaniu się po Kubie i orientowaniu się w tym, jak się zachować. Tym bardziej, że robiliśmy wszystko na własną rękę. Gdybyśmy pojechali z wycieczką zorganizowaną czy all inclusive, byłoby to zupełnie inne doświadczenie. Bylibyśmy bardziej zaopiekowani i przeżylibyśmy wakacje w bańce.
I nie udało by się Wam zobaczyć tego, co chcieliście zobaczyć.
– Dokładnie. Gdy się jedzie na własną rękę, trzeba zetknąć się z tymi osobami, które tam mieszkają. Na Kubie nie żyje się łatwo, tam w dalszym ciągu panuje komunizm. Dla nas, osób, które tego systemu de facto nie doświadczyły na własnej skórze, to była nauka, jak on faktycznie wygląda.
Dotarliście do tych miejsc, które planowaliście?
– Byliśmy na wyspie przez 10 dni, ale udało nam się dotrzeć do miejsc, które chcieliśmy zobaczyć. Fakt, z przygodami. Dużo się nauczyliśmy. Poznaliśmy naprawdę interesujące osoby. Udało nam się zobaczyć, jak faktycznie żyją tamtejsi mieszkańcy. Zrozumieliśmy też, z czego wynikają pewne postawy.
Jak się zaczęła pasja do podróżowania?
– Zawsze lubiłam wyjeżdżać i podróżować. Na studiach dwukrotnie brałam udział w programie Erasmus – we Włoszech i w Portugalii. Potem pojechałam z kolegą w podróż autostopem. Jechaliśmy od Gruzji, przez Rosję i Chiny aż do Tajlandii. Potem jeździłam już z Piotrem, który w międzyczasie został moim mężem. Nasza pierwsza wyprawa to był Kazachstan. Odkrywaliśmy moją rodzinną historię. Mój pradziadek został zesłany na Sybir i tam też zmarł. Udało nam się szczęśliwie znaleźć jego grób. To był duży sukces. Nasza rodzina otrzymywała listy od pradziadka, ale kontakt się urwał, ze względu na jego śmierć. Nikt nie wiedział, co się stało i gdzie pradziadek został pochowany. Udało się dopisać ostatni rozdział do tej historii.
A jakie macie plany podróżnicze?
– Najbliższy wyjazd będzie w polskie góry. W styczniu ruszamy, może nieco stereotypowo, do Egiptu. Nigdy tam nie byliśmy i bardzo ciekawi nas jego historia. Chcielibyśmy zobaczyć też Amerykę Południową, zwłaszcza jej południową część. Ten ostatni kierunek jest jeszcze w sferze marzeń i zbierania funduszy.
Jak czytać, rozumieć nazwę cyklu „Nie zawsze po płaskim”?
– Można ją czytać na różne sposoby i o to nam chodziło, by była to gra słów. Po pierwsze, występowaliśmy jako pierwsi. Ale nie zawsze to będą Popławscy. Chcemy za jakiś czas wystąpić z prezentacją, ale jest też miejsce dla innych. Nawiązując do nazwy, często będzie też mowa o górach.
Do jakich krajów zabierzecie uczestników spotkań cyklu „Nie zawsze po płaskim”?
– Chcemy, by spotkania odbywały się co miesiąc. Ruszyliśmy w październiku spotkaniem o Kubie, w listopadzie wybraliśmy się do Wietnamu. Ze względu na przedświąteczną gorączkę, pominiemy grudzień [spotkania odbywają się w okolicach trzeciego tygodnia miesiąca, kolejne wypadałoby w okolicach świąt Bożego Narodzenia – przyp. aut] i wrócimy w styczniu. To będzie spotkanie o podróży do Peru. Zapraszamy osoby chętne do zgłaszania się na kolejne spotkania. Zależy nam na osobach z całego regionu.
W jaki sposób mogą zgłosić się osoby, które chcą poprowadzić spotkanie?
– Można napisać e-maila na adres: niezawszepoplaskim@gmail.com. Mamy też stronę na Facebooku, czyli fanpage Nie zawsze po płaskim oraz Instagrama. Można też podejść do nas po spotkaniu. Udział w spotkaniach jest bezpłatny. Prezentujący może liczyć na napój od kawiarni COFIX. Cykl będzie trwać do czerwca, z przerwą wakacyjną. Wrócimy jesienią.
Ten zimowy czas to też dobry okres na planowanie wakacyjnych wyjazdów. Czas na przeglądanie przewodników, czytanie i organizację wyjazdu.
– Tak jest! Na prezentację poświęconą Kubie przyszła uczestniczka, która siedziała z notatnikiem i zapisywała sobie interesujące ją rzeczy.
Tego rodzaju spotkanie może też zainspirować do wyjazdu. Nigdy nie wiadomo, kiedy pojawi się myśl: „A może pojechać właśnie tam?”
– W Warszawie jest klubokawiarnia „Południk Zero”, w której odbywa się kilka spotkań podróżniczych w tygodniu. Zainteresowanie nimi jest duże. Białystok to mniejsze miasto, ale liczę, że duch podróżniczy jest tutaj żywy.
Podpisy do zdjęć - fot. 5 i 6: arch. prywatne.