Czy można powiedzieć, że jest moda na Podlasie? Turyści chętnie odwiedzają nasz region? Zainteresowanie Podlasiem wzrasta?
Anna Kraśnicka: – Ja żyję zawodowo z przewodnictwa. Prowadzę bloga o Podlasiu i widzę ilość wejść. Jest duże zapotrzebowanie na przewodnictwo. Z roku na rok moda na Podlasie rośnie. Wielu Polaków jeszcze w naszym regionie nigdy nie było. Przyjeżdżają całe rodziny, grupy znajomych, ale też wycieczki zakładowe czy kluby emeryta. Mamy bardzo dużo wycieczek. W sezonie praktycznie każdy czynny przewodnik turystyczny jest obłożony i ma pełno roboty.
Z czego wynika tak duże zainteresowanie Podlasiem? Czy wpływ na to miała pandemia i fakt, że Polacy szukali kontaktu z naturą?
– Pandemia na pewno miała swój wpływ, ale zrobiła też coś zupełnie innego. W pandemii mieliśmy chyba najwięcej turystów, dlatego że Polacy unikali zatłoczonych miejsc. Nie mogli wyjechać za granicę. Wtedy prawie wszyscy wpadli na pomysł, że na Podlasiu się nie zarażą, a również będą na łonie natury i nie ma tam zagęszczenia. W zasadzie tak było. Na Podlasiu mieliśmy szaleństwo – oczywiście to byli turyści indywidualni. Po pandemii odczuliśmy wręcz brak turystów. Wszyscy pojechali na Malediwy (śmiech).
Natomiast w pamięci Podlasie pozostało. Wiele osób wróciło i zaczęło opowiadać: „Słuchajcie tam jest super, tam naprawdę jest co zwiedzać, jest tyle natury, wszystko jest jeszcze nieskażone”. Poszła fama. Poza tym, nie ukrywam, że bardzo duży wpływ na popularność Podlasia mają filmy, które powstają w regionie. Dużo zrobił Jacek Bromski i jego trylogia „U Pana Boga za piecem”. Dodatkowo pojawił się film „Nic na siłę” – wiadomo, że Netflix ma ogromne zasięgi. Jest też program „Rolnicy. Podlasie” kręcony między innymi we wsi Plutycze. Oczywiście spore znaczenie mają również wysiłki naszych władz – regularnie pojawiają się filmy i kampanie promocyjne.
Oprócz kampanii i filmów mamy, co pokazać i na Podlasiu jest dużo ciekawych miejsc. To jest teren dla wielu ludzi nieodkryty. Wielu turystów zwiedziło Polskę, ale na Podlasiu jeszcze nie było. Ludzie też często do nas wracają. Przyjeżdża autokar, a potem ludzie wracają już samodzielnie lub z przyjaciółmi czy na rowery.
Białowieża, Tykocin, Supraśl, Kruszyniany – to bardzo znane kierunki wycieczek. Jakie miejsca mniej oczywiste, nietypowe warto odwiedzić na Podlasiu?
– Jeżeli ktoś jedzie pierwszy raz na Podlasie, to musi zobaczyć Tykocin, Supraśl czy meczet w Kruszynianach, bo czułby niedosyt. Gdy mamy „zrobiony” program podstawowy, to wtedy zapraszamy na kolejne wycieczki.
W rachubę wchodzi Kraina Otwartych Okiennic. Wciąż jeszcze wielu ludzi jest zachwyconych cerkwią w Puchłach. Jeżeli chodzi o drewniane dekoracje, to możemy pokazać też inne wsie, nie tylko Puchły, Trześciankę i Soce. Warto podjechać do Kaniuk – było tam kręconych wiele scen z filmu „Nic na siłę”, a także do Ciełuszek – wsi pełnej zdobionych domów, przepięknie położonej nad rzeką.
Staram się też namawiać ludzi na nadbużańskie Podlasie. Uwielbiam skansen w Ciechanowcu – niezwykle zadbany, z dużą ilością zakątków, o dużej powierzchni, z pokaźnymi kolekcjami. Traktory mogą być nie lada gratką dla młodszego pokolenia. Polecam również Mielnik – ostatnio zyskał popularność,dzięki odkrywkowej kopalni kredy. W Siemiatyczach również jest co pokazać – synagoga, dom talmudyczny, kościół, cerkiew, figura Anny Jabłonowskiej na rynku siemiatyckim. To takie miasteczko, które bardzo rzadko ktoś zwiedza, a naprawdę warto tam zajrzeć. Trzeba pamiętać, że na nadbużańskim Podlasiu jest nie tylko Drohiczyn i Grabarka.
[fot. Białystok Subiektywnie]
Proponuję też zwiedzanie przez jedzenie. Napisałam artykuł „10 specjałów, których warto skosztować w Podlaskiem. Kuchnia podlaska” i to jest jeden z największych moich blogowych hitów. Wtedy po raz pierwszy napisałam o zagubach. Moi turyści zaczęli dzwonić i pytać: „Co to są zaguby?” Można ich spróbować nad Bugiem, słynącym z przepięknych plenerów.
Inna nietypowa propozycja to tratwy na Biebrzy. Można spać w takich a’la namiotach nad Biebrzą. Tratwy są dużą atrakcją dla ludzi zmęczonych tłumami – można wsiąść na taką tratwę, płynąć trzy dni i nie spotkać żywego człowieka.
Jeżeli chodzi o Białowieżę, to warto wyasygnować trochę większą kwotę i pójść do Rezerwatu Ścisłego Białowieskiego Parku Narodowego. To jest atrakcja, która przyciąga ludzi z całego świata. Trzeba choć raz być w naszym „polskim leśnym Wawelu”. To jest tak kompletnie unikalna Puszcza, że naprawdę warto tam wejść.
Zachęcam też do oglądania nowych murali Mony Tusz w Hajnówce. Hajnówka ma też ciekawy park, który może się spodobać wielbicielom sztuki współczesnej. Jeżeli interesuje nas kultura Białorusinów, wstąpmy do Muzeum Białoruskiego.
A co zobaczyć w Białymstoku?
– Białystok to miasto, które zachwyca wszystkich przyjeżdżających. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z inną opinią niż taka: „Ojej, jak tu ładnie! Jak mnie te miasto zaskoczyło. Zupełnie sobie inaczej wyobrażałem Białystok”. Nasze miasto przez wiele lat miało złą prasę. Ludzie, którzy tu przyjeżdżają oczekują, że będzie się tu wszystko walić. Tymczasem trafiają na miasto jasne, bardzo czyste, w sezonie letnim pełne kwiatów i zieleni, z tętniącym życiem rynkiem.
Oprócz tego, co widzimy, Białystok ma wspaniałą historię – począwszy od Branickich, skończywszy na arcyciekawym szlaku żydowskim. Żydzi białostoccy odegrali ogromną rolę w globalnej historii Żydów – dziejach Izraela czy Stanów Zjednoczonych. Kiedyś oprowadzałam tym szlakiem rodziny żydowskie, a teraz oprowadzałam np. grupę z Rzeszowa, która zwiedziła Białystok szlakiem podstawowym i zostawiła sobie na deser szlak żydowski. Nie jest to odosobniony przypadek, coraz częściej się to zdarza.
Poza tym ludzie bardzo chętnie wracają do naszej Opery i Filharmonii Podlaskiej. Warto zajrzeć też do Podlaskiego Muzeum Kultury Ludowej. Generalnie Białystok ma dużo miejsc wartych zwiedzania, oprócz pałacu Branickich – chociażby kościół św. Rocha, który jest zaskoczeniem dla turystów. Pytają: „A to nie jest meczet?”.
Czy turyści nie są zawiedzeni, że pałac Branickich nie jest muzeum?
– My przewodnicy staramy się nie dopuścić do zawodu u turystów. Gdy dzwonią osoby, które chcą zwiedzić pałac Branickich, uczciwie uprzedzamy, że pałac był zniszczony w 70 procentach, jest w tej chwili odtworzony częściowo i mieści się w nim siedziba główna Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. „To nie będzie przeżycie, jakbyście państwo byli w Łańcucie” – odpowiadam.
Jeżeli oprowadzam wycieczki od bramy pałacowej do końca ogrodów, czyli pod Planty, to nie wyrabiam się w godzinę, nie wchodząc w ogóle do środka pałacu. Wiele osób decyduje się oczywiście na wejście do pałacu. Staramy się, by turyści nie myśleli: „Nie weszliśmy do pałacu Branickich, jaka wielka strata”.
To, co najważniejsze, nawet w czasach Branickiego, to były ogrody. Ogrody to jest crème de la crème. Tak prowadzimy trasę wycieczki, by był efekt wow. Gdy turyści wchodzą na ogród górny, francuski, ten efekt wow jest. Myślę, że nie ma takiego przewodnika w Białymstoku, który by nie rozkoszował się opowiadaniem o ogrodach pałacu Branickich.
Dziękuję za rozmowę!
– Dziękuję.
Anna Kraśnicka jest historykiem, przewodnikiem turystycznym po Podlasiu, autorką bloga https://bialystoksubiektywnie.com/