Joginka w podróży do Indii

Data utworzenia: 02.11.2023

W Indiach była kilkanaście razy. Ania Nutan Chomczyk, czyli Joginka w podróży do Indii wciąż wraca. Jedzie tam wkrótce na miesiąc.

[fot. mat. prasowe/Tomasz Pienicki]

Ania Nutan Chomczyk to nauczycielka jogi, podróżniczka, białostoczanka, autorka tekstów podróżniczych i lifestyle’owych. Zawsze marzyła o podróży do Indii, które z czasem stały się jej drugim domem. 

Od „Najsłabszego ogniwa” do Indii

O swoich podróżach do Indii Ania Chomczyk opowiedziała podczas spotkania w ramach festiwalu Ciekawi Świata, który odbył się w Białostockim Ośrodku Kultury. 

– Całe życie marzyłam, żeby pojechać do Indii. Wydawało mi się to takie idealne. Jakiś taki magiczny zaczarowany kraj. Od dawna ludzie jeździli do Indii, bo szukali mistycyzmu. Szukali czegoś więcej – mówi.

Pierwszą podróż do Indii odbyła, gdy wróciła z Stanów Zjednoczonych. Do USA pojechała do pracy. Poznała wielu Hindusów, dużo medytowała. Przyśnił jej się guru, który powiedział, by wzięła udział w teleturnieju „Najsłabsze ogniwo”. Posłuchała go. Teleturniej wygrała, a za wygraną po raz pierwszy pojechała do Indii.

– Za każdym razem, kiedy wracałam z Indii, chciałam tam pojechać znowu. Indie były takie magnetyczne. Wracam tam cały czas. Pierwszy raz byłam w 2006 roku. Gdy policzyłam pieczątki w paszporcie, to wyszło, że byłam tam około 15 razy. Ostatnim razem w styczniu tego roku, pierwszy raz po pandemii. Za miesiąc jadę tam znowu na miesiąc – wyznaje.

Waranasi. Przyjechać, żeby umrzeć

Indie są bardzo intensywne. Dlaczego od dawien dawna ludzie jeżdżą do Indii? Czego tam poszukują? Czego tam szukała Joginka w podróży? 

– Gdy popatrzymy na świat zachodni, on jest odcedzony z wszelkiego sacrum, wyregulowany. Dla wielu osób to jest nie do wytrzymania. Szukamy czegoś, co będzie większym chaosem, większą tajemnicą, większym artyzmem. Chcemy wejść w coś z większą intensywnością. Jeżeli szukamy większej intensywności, emocji, których na co dzień nie mamy, to pierwszą taką destynacją, kiedy doznajemy totalnego szoku, ale może być to też weryfikacja będzie Waranasi – opowiada podróżniczka.

Waranasi to jedno z najstarszych miejsc na świecie, położone nad Gangesem. Ganges jest tam bardzo szeroki, rozlewa się po horyzont. To miejsce na pograniczu światów. W powietrzu czuje się, że krążą duchy i bóstwa. Waranasi słynie z ghatów, na których od kilku tysięcy lat nieprzerwanie płonie ogień palący zwłoki. 

– Na zachodzie śmierć jest elegancka, jest ładna. My ją marginalizujemy, nie chcemy na nią patrzeć. W Waranasi śmierć jest realna. Od kilku tysięcy lat płoną tam zwłoki.  Śmierć jest czymś namacalnym. Będąc tam możemy czuć tą śmierć w powietrzu. Nie wszystkich stać, by zwłoki wyposażyć w odpowiednią ilość drewna. Zwłoki są więc niedopalone do końca. Tą śmierć czuć w powietrzu. Tą śmierć widać. Wracając tam czujemy te płomienie na plecach. Czujemy, co jest ważne, co jest mniej ważne. Czujemy, że idziemy w tym samym kierunku. To jest takie przeżycie, które może dużo zweryfikować – opowiada.

Boom na Indie

Największy boom na Indie nastąpił w latach 60., 70. XX wieku i później. Szlakiem hippisów jeździło bardzo dużo osób. Odpowiedzi, jakie dawała im kultura zachodnia na pytania o sens życia były bardzo rozczarowujące. W Indiach duchowość była namacalna. Szukano tam wolności, czegoś ezoterycznego. 

W 1968 roku do Indii pojechał zespół The Beatles. Muzycy mieli uczyć się sztuki medytacji u Maharishi Mahesh Yogi. Podczas pobytu w Indiach Beatlesi skomponowali kilkadziesiąt utworów. Muzycy nie znosili jednak pobytu dobrze – mieli m.in. dolegliości żołądkowe. Najdłużej w Indiach przebywał Paul McCartney. 

Docelowym miejscem podróży czwórki z Liverpoolu było miasteczko Riszikesz, które uznawane jest za światową stolicę jogi. 

Risikesz znajduje się u podnóży Himalajów, całkiem niedaleko z lodowca wypływa Ganges. Są tam święte miejsca. Tutaj Himalaje są niskie, porośnięte roślinnością. Jest park narodowy, jest dużo słoni. Bardzo szybko z tych Himalajów wyrastają 3-, 4-, 5-tysięczniki. Nie brakuje oczywiście świątyń i szkół jogi. Można brać tu rytualne kąpiele. To nie jest miejsce tak ekstremalne jak Waranasi. Do Waranasi przyjeżdża się na konfrontację ze śmiercią. Do Riszikesz przyjeżdża się po relaks. 

Fot. 1, 2 – Ania Nutan Chomczyk, materiały prasowe;
Fot. 3, 4 – Spotkanie w ramach festiwalu "Ciekawi świata", Tomasz Pienicki.

authors image
Autor:

Anna Dycha

Reporter | a.dycha@bia24.pl